Dlaczego serial Lucifer od stacji Fox jest tylko „lekko” inspirowany komiksem

O związkach serialu z komiksem

Pilot serialu Lucyfer od razu wywołał kontrowersje wśród fanów komiksów. Szczególnie tych znających Sandmana Neila Gaimana oraz Lucyfera Mike'a Careya.

Lucifer Cast on Bringing DC Comics' Devil to TV

Zapowiadany był on bowiem jako ekranizacja tego ostatniego. Jednakże już w napisach początkowych pierwszego odcinka możemy przeczytać, że po prostu bazuje on na postaciach stworzonych dla Vertigo (linii wydawniczej DC Comics, w ramach której publikowano oba tytuły) przez Neila Gaimana, Sama Keitha oraz Mike'a Dringenberga.

Samo to wskazuje nam, że produkcja ta nie będzie miała zbyt dużo wspólnego z szeroko omawianymi oraz wielokrotnie nagradzanymi komiksami.

Choć pilot pokazany na Comic-Conie został dobrze przyjęty przez krytyków, dziś sytuacja oceny serialu nie jest już tak różowa. Osiągnął on wynik 49% na portalu Rotten Tomatoes (po zsumowaniu ocen z 35 recenzji), a fani nie zostawili na nim suchej nitki.

Także i oglądalność serialu spadła z 7.16 do 6 milionów pomiędzy pierwszym a drugim epizodem. Nie jest ona wciąż zła (jak na dzisiejsze standardy amerykańskiej telewizji ogólnodostępnej), ale jeżeli liczba widzów będzie dalej topnieć, prawdopodobnie pożegnamy się z Lucyferem granym przez Toma Ellisa po zakończeniu emisji tego sezonu.

Dlaczego mimo wszystko zdecydowano się na produkcję Lucifera i jego emisję? Co sprawiło, że wykupiono prawa (prawdopodobnie nie tak tanie) do lubianych postaci z komiksów oraz ich świata, a potem władze stacji oraz Tom Kapinos stworzyli swój serial prawie od zera?

Przyjrzyjmy się pięciu prawdopodobnym powodom podjęcia takiej, a nie innej decyzji dotyczącej ostatecznego kształtu Lucifera.

1. Komiksowa opowieść była zbyt kontrowersyjna

Jak przedstawia się historia Lucyfera w komiksi

Kadr z komiksu Pora Mgieł

Początkowo widzimy go w Sandmanie, jako jednego z członków Triumwiratu władającego Piekłem. Do czasu tomu Pora Mgieł zmienia się to jednak. Gwiazda Zaranna (w komiksie tym wzorowany mocno na wersji tej postaci z Raju Utraconego Johna Miltona) przejmuje władze nad tą krainą wiecznego cierpienia, a następnie opuszcza ją, zostawiając klucz do niej pod opieką Snu z Nieskończonych. Taki diabelski sposób odegrania się na Morfeuszu, któremu posiadanie owego przedmiotu przyniesie sporo kłopotów. Pierwszy Buntownik twierdzi, że znudził się już owym miejscem. Jednocześnie jego decyzja to próba wyrażenia sprzeciwu przeciwko odgrywaniu wciąż tej samej roli, jaką przypisano mu na samym początku dziejów.

Sam Niosący Światło udaje się do Los Angeles, gdzie prowadzić będzie bar Lux oraz okazyjnie grać na pianinie. Sieć intryg, w którą Lucyfer jest wplątany tylko z racji swojego istnienia, okazuje się jednak ogromna i poplątana. Szybko będzie musiał porzucić swój dekadencki żywot w Mieście Aniołów, aby wziąć udział w wydarzeniach mających zadecydować o losach dwóch, a nawet trzech światów.

W międzyczasie stworzy swój własny wszechświat, spotka nielegalną córkę jednego z archaniołów oraz dowie się, jaki był ostateczny, boski plan wobec jego osoby.

Opisana historia odważnie czerpie z Biblii, tradycji mistycznej narosłej wokół tej księgi oraz klasyki literatury. Często porusza tematy kontrowersyjne, a sam Bóg jest w niej przedstawiony bardzo niejednoznacznie.

Czyli mamy do czynienia z dziełem stanowczo zbyt odważnym, jak na standardy kanału FOX. Możliwe, że gdyby tematem zainteresowałoby się HBO czy platforma Netfix to historia ta zostałaby mniej zmodyfikowana na potrzeby telewizji. Dalej nie uważam, że zostawiono by wszystkie jej elementy, ale pewnie ostałoby się ich więcej.

Kanały ogólnodostępne nie mogą sobie jednak pozwolić na tak dużo, a treści zawarte w ich produkcjach muszą spełniać określone standardy. Dlatego od samego początku nie można było się spodziewać zbyt dużej wierności serialu wobec materiału źródłowego.

Postawiono jednak stworzyć ten serial, gdyż jednak nawet wspomniana stacja może pozwolić sobie na odrobinę kontrowersji. Generuje to szum medialny, który przekłada się potem na mniejszy czy większy wzrost oglądalności (a o nią tu przecież chodzi). W Ameryce pełnej prawicowych organizacji chrześcijańskich temat serialu o diable podłapano od razu. Na przykład organizacja One Million Moms protestowała już w maju zeszłego roku przeciwko opisywanej produkcji.

Oglądając kolejne seriale pełne wizualnej przemocy, seksu oraz dojrzałej tematyki od amerykańskich stacji kablowych, oraz platform internetowych, nie można zapomnieć, że USA to kraj w głębi duszy jednak dość purytański oraz zachowawczy obyczajowo.

2. Koszta, koszta i jeszcze raz koszta

Oblężenie Srebrnego Miasta. Kadr z 10 tomu Lucyfera

Inną ważną kwestią jest budżet produkcji. Seriale telewizyjne nie mogą sobie pozwolić na generowanie kosztów na poziomie filmów Marvela czy ostatnich Gwiezdnych Wojen. Nawet Gra o Tron musi sobie z tym radzić, co niestety widać na przykład w scenach bitew.

Komiks, w którym dochodzi do oblężenia Srebrnego Miasta (tam mieszkają Anioły i Bóg w Uniwersum DC), a na jego kartach przewija się masa fantastycznych postaci nie byłby tani w wypadku próby wiernej ekranizacji. Prawdopodobnie byłaby ona niemożliwa. W końcu twórców komiksów ogranicza tylko wyobraźnia scenarzysty i rysownika.

Twórcy serialu nie mogą sobie pozwolić na tak wiele. Czasami będą próbować być w miarę wierni oryginałowi (i potem wszyscy będą narzekać na tanie efekty specjalne), a częściej podejmą próbę modyfikacji opowiadanej historii, aby ograniczyć koszta produkcji.

I w taki sposób otrzymaliśmy Lucyfera rozwiązującego sprawy kryminalne z ładną panią detektyw, a nie serial o Zbuntowanym Aniele oraz jego przeznaczeniu.

3. Moda na ekranizacje komiksowe

ABC ma Agentów Tarczy oraz Agentkę Carter. W planach zaś kolejny spin-off tych produkcji.

NBC miało Constantine, a teraz szykuje serial komediowy umieszczony w uniwersum DC.

CBS wystartowało w tym sezonie z Supergirl.

The CW rozwija całe uniwersum złożone z seriali Arrow, Flash oraz Legends of Tomorrow. Wszystkie osiągają wyjątkowo solidne wyniki jak na tę stację.

FOX ma zaś Gotham, a teraz także Lucifera.

Nawet stacje kablowe inwestują w ekranizacje komiksów, a pierwszym oryginalnym serialem Playstation Network (serwis VOD należący do Sony) była produkcja oparta na Powers od Marvel Comics.

Nie ukrywając mamy modę na seriale bazujące na znanych, komiksowych markach. Telewizja próbuje naśladować kino, gdyż kolejne filmy o superbohaterach zarabiają astronomiczne sumy. Amerykańskie stacje ogólnodostępne są zaś w kryzysie i pomarzyć mogą tylko o wynikach, jakie kiedyś osiągali na przykład Przyjaciele (20-50 milionów widzów podczas emisji odcinka).

Tonący zaś brzytwy się trzyma. Dlatego będziemy pewnie jeszcze przez dłuższy czas zalewani serialami czerpiącymi z wątków naszych ulubionych historii obrazkowych. Zapewne często będą one łączyć je z motywami wyciągniętymi typowo z, chociażby seriali proceduralnych (bo opowieści o detektywach rozwiązujących kolejne zagadki kryminalne wciąż się dobrze sprzedają), aby przyciągnąć do ekranu zarówno widzów znających materiał źródłowy, jak i tych niemających o nim zielonego pojęcia.

4. Nie chodziło o treść, a o markę.

Dla stacji telewizyjnej liczy się przede wszystkim oglądalność. Dopiero w następnej kolejności patrzy się zwykle na oceny krytyków, oddanie fanów produkcji oraz wszystkie pozostałe czynniki.

Co zaś liczy się dla wydawców komiksów? Sprzedaż konkretnych zeszytów oraz wydań zbiorczych.

Dlatego też moim zdaniem niekoniecznie chodziło przy produkcji Lucifera o stworzenie najlepszego możliwego serialu. W dużej mierze jest on zakrojoną na dużą skalę akcją promocyjną, z której obie zainteresowane strony czerpią korzyści.

Stacja FOX zyskała (przynajmniej teoretycznie) widzów, którzy znają oryginalną serię. Mogła też w materiałach promocyjnych podkreślać, że bazują na popularnym i nagradzanym komiksie. Im nie chodziło o samą historię, a o markę, której uznanie można było wykorzystać.

Z drugiej strony DC Comics ma od jakiegoś czasu problem. Komiksy z linii Vertigo nie są już tak popularne, a sprzedaż poleciała w dół. Ich ostatni szerzej znany tytuł (Baśnie) niedawno się skończył. Produkcja serialu na podstawie dawnego hitu to idealny sposób, aby znowu zrobiło się o nich głośno. Ludzi zachęceni serialem mogliby sięgnąć po stary tytuł, a także po nową serię, którą właśnie rozpoczęto publikować.

Grafika promująca nową serię komiksową o Lucyferze

W ten sposób obie strony wychodzą z projektu w miarę na plus. Tak jak z wieloma ekranizacjami powieści dla młodzieży, mamy tu do czynienia z próbą zarobienia na rozpoznawalności marki przez obie strony, a nie koniecznie chęcią dostarczenia odbiorcy najlepszego możliwego produktu.


5. Wieczna walka o widza

Wszystko ostatecznie sprowadza się do jednego – wspomnianej już wielokrotnie oglądalności. To ona decyduje o być i nie być stacji telewizyjnych. W zależności od wyników w głównej grupie docelowej (18-49) firmy są bardziej skłonne do wykupienia czasu antenowego w paśmie reklamowym puszczanym w trakcie emisji danego serialu. Im są one do tego chętniejsze, tym więcej mogą zapłacić. To zaś przekłada się na utrzymanie danej pozycji na antenie stacji oraz jej budżet.

Na rynku amerykański pojawiło się w ostatnich latach coraz więcej stacji telewizyjnych oraz platform VOD, chcących choć kawałek tego tortu dla siebie. Postawiono, więc na większą różnorodność tematyczną, a walka o widza stała się ostra jak nigdy.

Stacje sięgają po coraz to różniejsze marki, monitorują trendy i wykupują prawa do ekranizacji, gdy może im się to opłacić. Następnie przerabiają materiał tak, aby powstała produkcja dotarła do, jak najszerszego grona odbiorców (najlepiej wzbudzając drobne kontrowersje oraz zainteresowanie mediów, jednocześnie nie urażając nikogo) przyzwyczajonego do pewnych schematów produkcji telewizyjnych.

W ten sposób powstają produkcje typu Constantine czy Lucifer. W przypadku tej pierwszej udało się jednak zachować wystarczająco dużo ducha pierwowzoru, aby zaakceptowali ją fani komiksu. Pod tym względem Lucifer jednak poległ.

Jaki będzie los tego serialu? Zobaczymy. Możliwe, że skończy jak wiele innych procedurali z parą detektywów funkcjonującą na zasadzie „kto się czubi, ten się lubi” i zniknie szybko z anteny. W każdym sezonie debiutuje ich kilka, ale nie wszystkie stają się hitami na miarę Castle czy Na wariackich papierach.

Możliwe też, że z czasem jakość serialu się polepszy, a kiedy smutny koniec nadejdzie, znajdzie się grono fanów opłakujących wspomnianą produkcję.

Może ona też jakimś cudem przetrwać i ewoluować. Ciężko tylko powiedzieć, w którym kierunku.

Artykuł ten powstał jednak nie po to, aby ocenić Lucifera, a raczej, aby spróbować odpowiedź na pytanie, co sprawiło, że ta telewizyjna ekranizacja różni się tak bardzo od pierwowzoru.

A co wy sądzicie na temat wymienionego serialu i jego powiązaniach z komiksem? Czekamy na wasze komentarze.


Krzysztof Pielaszek - wieloletni fan komiksów i gier przygodowych. Z zawodu historyk (pracę dyplomową pisał z propagandy PRL w komiksach) oraz archeolog. Uwielbia podróżować, a także odkrywać zapomniane perełki komiksowe. Możecie kojarzyć go, chociażby z tekstów publikowanych na blogu dcmaniak.blogspot.com.

W tym artykule